Miejska gra terenowa WĘDROWNIK LĄDECKI

Zapraszamy Was do zwiedzania Lądka-Zdroju z Miejską Grą „Wędrownik Lądecki”

Zabawa jest prosta.
Wszystko, co jest potrzebne do zwycięstwa
w grze znajdziecie na karcie:
plan miasta, wierszowane instrukcje
i pola do zapisu odpowiedzi.

Życzymy dobrej zabawy i triumfu.

Na uczestników gry czekają NAGRODY!

Plany gry dostępne są w Informacji Turystycznej, pl. Staromłyński 5, Lądek-Zdrój 

Informacja Turystyczna
pl. Staromłyński 5, 57-540 Lądek-Zdrój
poniedziałki – piątki 8.00 – 16.00, soboty 10.00 – 14.00
tel. 74 8146 245, ckirladek.pl

Mapa gry

Jakie obiekty zobaczycie na trasie naszej gry?

1. Centrum Kultury i Rekreacji 

Obiekt oddano do użytku we wrześniu 1886 r., jako siedzibę Królewskiej Preparandy Nauczycielskiej, czyli seminarium nauczycielskiego. Spójrzcie w głąb podwórca, a dostrzeżecie jeszcze budynek niewielkiej sali gimnastycznej (obecnie sala należy do liceum ogólnokształcącego), który łączył się z dzisiejszym domem kultury nieistniejącym już boiskiem sportowym. W 1925 r. szkoła nauczycielska została zamknięta, nie zmieniła jednak edukacyjnego przeznaczenia, ponieważ działała tutaj tzw. realschule. Później – od połowy lat 30. zeszłego stulecia – notuje się mało chlubny okres życia tych murów: urzędowali tutaj członkowie miejscowego zarządu przestępczej Narodowosocjalistycznej Niemieckiej Partii Robotników, mówiąc krótko NSDAP. Epoka powojennych dziejów budowli to ponownie okres wykorzystania jej jako szkoły, najpierw jako liceum ogólnokształcącego, a później szkoły podstawowej. Od roku 1961 rozpoczęła się historia jej kulturotwórczej roli w życiu społecznym gminy.

Obecnie w budynku przy pl. Staromłyńskim 5 ma siedzibę Centrum Kultury i Rekreacji, w którym funkcjonuje również Biblioteka i punkt Informacji Turystycznej.

2. Obelisk 

Marianna Orańska, zwana tutaj Dobrą Panią, żyła w latach 1810-1883, głównie w Hadze, w pałacu Reinhartshausen nad Renem i u nas, na Ziemi Ząbkowickiej i w Hrabstwie Kłodzkim. Na Śląsk po raz pierwszy przyjechała w 1830, kiedy to wyszła za mąż za księcia Albrechta Hohenzollerna i w posagu od matki – Luizy Pruskiej – dostała Kamieniec Ząbkowicki i Bardo. W 1838 r. powiększyła swe tutejsze włości o tzw. Klucz Stroński, czyli tereny obecnej Gminy Stronie Śląskie, a później jeszcze Gminy Międzylesie, czyli Klucz Śnieliński. Marianna nie posiadała niczego w Lądku-Zdroju, ale zbudowała drogę łączącą Ząbkowice Śląskie, przez Lądek-Zdrój, ze Stroniem Śląskim i przełęczą Płoszczyna. Miała z pewnością również wpływ na fundację kościoła ewangelickiego, który zbudowano w drugiej połowie XIX w. Królewna Marianna Orańska uzyskała rozgłos w ówczesnym świecie za sprawą rozwodu z Albrechtem i związku ze swym koniuszym Johannesem van Rossum. My widzimy w niej prawdziwą kobietę biznesu, mecenasa sztuki, wielkiego filantropa i dobroczyńcę naszych terenów.

Stoimy oto przed obeliskiem, który w 1886 r. ufundowała Mariannie gmina lądecka w podzięce za tę drogę, w ich bowiem przekonaniu nić ta połączyła bezpośrednio Lądek-Zdrój z wschodnią częścią Dolnego Śląska, co wpłynęło znacznie na rozwój lokalnego handlu, a zatem i wielkość portfeli lądczan. Ten pseudogotycki obelisk, zwieńczony sterczyną z żabkami i kwiatonem, stoi równo w połowie ponad 55 kilometrowej drogi zbudowanej przez królewnę.

3.  Kamienica nr 1, Rynek – Dom Klahra

Michał Klahr – przez historyków zwany też Starszym, bo i syn jego Michał oddał się rzeźbiarskiej profesji, choć z mniej wybitnym skutkiem – rzeźbił w drewnie, a Święta Trójca i kilka pomniejszych figur kamiennych stanowią wyjątki od reguły. Dziesiątki jego arcydzieł: rzeźb, ambon, konfesjonałów i ołtarzy spotkamy w świątyniach i muzeach Hrabstwa Kłodzkiego.

Ten bodaj najwybitniejszy artysta Lądka-Zdroju był nieodrodnym dzieckiem Doliny Białej Lądeckiej, pochodził bowiem z położonej za sąsiednim Stroniem Śląskim wsi Bielice. W sumie facet był w czepku rodzony. Rzecz w tym, że pewnie by w tych Bielicach schedę po ojcu przejął i został niepiśmiennym chłopem małorolnym, tymczasem kiedy był jeszcze smykiem i na przyzbie strugał kozikiem jakiegoś świątka, zobaczył go Paul Stralano, rektor kłodzkiego konwiktu jezuitów. Tak jak Państwo dzisiaj w Lądku-Zdroju, tak i ojczulek Stralano w Bielicach znalazł się z powodów krajoznawczych. Talent rzeźbiarski małego Klahra tak zaskoczył szefa konwiktu, czyli takiego starodawnego internatu dla uczniów szkół przykościelnych, że ten zaraz znalazł mu miejsce w szkole w Kłodzku.

Michał uczył się więc u jezuitów wiedzy ogólnej i być może na tym skończyłaby się jego cała edukacja, lecz kilka lat później zakonnicy sprowadzili do Kłodzka wiedeńskiego architekta Karla Sebastiana Flackera, który został mentorem i mistrzem młokosa. A kiedy Michał osiągnął już stosowne umiejętności i zaczął przyzwoicie zarabiać, ożenił się z Katarzyną z domu Mühlan, kupił kamienicę, którą oglądamy i spłodził pięcioro dzieci.

Co do samej kamienicy Klahrowej, to wisząca nad wejściem Matka Boska z Jezuskiem na rękach wyszła również spod dłuta mistrza Michała Starszego. Onegdaj sadyba artystów, później już tylko patrycjuszy lądeckich, w czasach komunizmu mieściła na parterze przybytek pod nazwą „Ratuszowa”, który lokalnie zwano „Pod Matką Boską”. Po kolejnych metamorfozach ostatniego ćwierćwiecza mamy tutaj Kawiarnię Artystyczną „Dom Klahra”, gdzie w każdy weekend i w środku tygodnia odbywają się koncerty muzyczne i wernisaże wystaw artystycznych. W pozostałych lokalach kamienicy żyją mieszkańcy lądeckiego grodu.

4. Pomnik, figura wotywna Świętej Trójcy

Sami przyznajcie, że Święta Trójca robi spore wrażenie. Sprytny pomyślunek i prawdziwy kunszt kamieniarskiego rzemiosła. Młodzieży dodam, że Święta Trójca nie została wykonana w fabryce za pomocą elektrycznych maszyn, robotów, laserowych pił, czy innych takich wykrawarek, nie została też odlana z betonu. Została wykuta w piaskowcu metalowym dłutem, które prowadziła ludzka ręka odłupując żmudnie kawałek po kawałku z ogromnego bloku kamienia. A co najciekawsze, nie przywieziono jej z zagranicy. To na podwórzu przed chwilą odwiedzanej kamienicy wyrzeźbiono naszą Świętą Trójcę. Już wiecie, że w domu tym żył i tworzył najważniejszy rzeźbiarz śląskiego baroku Michał Klahr.

Wtorek 7 kwietnia był dniem spokojnym. Wietrzysko dmuchało nieustannie, szkody przy tym nie czyniąc jednak żadnej, albowiem mieszczanie nie zrezygnowali jeszcze z zimowych rynsztunków. Nikt nie spodziewał się tego, co miało nastąpić tego wieczoru.

Nie poznaliśmy przyczyn zarzewia ognia, nie wiemy, jak powstała skra pierwsza, kto ją wzniecił, zaprószył z niej czerwonego kura. Mieszkańcy grodu spali już, gdy rozległy się dzwony. Wszystko stało się tak szybko, że nim do akcji wkroczyła straż ogniowa, pożar ogarnął już całą kamienicę sąsiadującą przez ulicę z domem mistrza Klahra i z pomocą wiatru smagać zaczął przyległy budynek. Do akcji gaszenia stanęli wszyscy zdolni do działania mieszkańcy lądeckiego Rynku. Na nic jednak zdał się cały zapał i dobre chęci mieszkańców Lądka – podżegany przez fen ogień strawił dwie pierzeje: południową i wschodnią, ale też ratusz, z którym spłonęło archiwum miejskie.

Straty były przeogromne, mimo tego mieszkańcy dziękowali Bogu, że nie spłonęło całe miasto. Jak olbrzymia była ich wdzięczność niech świadczy fakt, że zaraz po klęsce radca Antoni Reichel zjawił się w pracowni naszego mistrza Klahra i zlecił mu projekt i wykonanie figury wotywnej św. Trójcy, którą teraz podziwiamy.

Tym razem, opowiadając o kolejnym arcydziele naszej architektury, odejdę od reguły ignorowania detali oglądanego obiektu. Widzimy zatem otoczony bogato zdobioną balustradą pomnik wysokości siedmiu metrów, który składa się z szerokiego cokołu i osadzonej na nim kolumny. Przy czym da się zauważyć, że poziome przekroje obu części pomnika zbliżone są do kształtu trójkąta, co koresponduje z jego trynitarnym charakterem. Nieobznajomionym i innowiercom wyjaśniam, że słówko trynitarny odwołuje nas do kościelnego dogmatu uznającego istnienie Boga Jedynego w Trzech Osobach: Boga Ojca, Syna Bożego i Ducha Świętego. Wprawdzie nasz pomnik nie wyraża idei trynitaryzmu bezpośrednio, jest ona za to widoczna w podziale jego elementów. Najważniejszą postacią jest tutaj figura Maryi Immaculaty, którą otaczają dwa poziomy świętych po trzech w każdym. Na poziomie niższym mamy: św. Łukasza Ewangelistę, patrona malarzy, artystów i lekarzy; św. Jana Ewangelistę, opiekuna aż 27 profesji, w tym teologów, pisarzy i aptekarzy oraz św. Antoniego Padewskiego, orędownika rzeczy i ludzi zagubionych, protektora małżeństw i narzeczonych. Na poziomie wyższym widzimy: św. Joachima, patrona rodziców i dziadków, św. Annę, matkę Maryi i św. Józefa, oblubieńca Maryi, patrona cieśli, drwali i rzemieślników. Jedynym świeckim elementem pomnika jest chronostych – tablica donatora obelisku.

Twórcą tej wspaniałej rzeźby jest Michał Klahr Starszy, o którym było już wcześniej mówione, a teraz dodam, że Święta Trójca to ostatnie dzieło życia tego mistrza śląskiego baroku i zarazem jedna z nielicznych rzeźb, które stworzył w kamieniu i które posiadają tak duże rozmiary.

5. Kościół parafialny

Świątynię wybudowano w latach 1688-1692 w miejscu, w którym stał wcześniejszy, gotycki kościół. W roku 1804 miał miejsce pożar, po którym podwyższono wieżę, a także dobudowano do świątyni dwie kruchty: jedną przy wejściu głównym, a drugą od południa. W roku 1815, podczas kolejnej rozbudowy, ponownie podwyższono wieżę i nakryto ją cebulastym hełmem. W latach 1875 i 1904-1905 kościół był restaurowany. Od czasów ostatniej rozbudowy świątynia nie uległa większym zmianom.

We wnętrzu kościół zachował późnobarokowy wystrój. Dekoracje sztukatorskie, a także rzeźby świętych pochodzą z pracowni Michała Ignacego Klahra, syna wymienionego wyżej Michała Klahra Starszego, przy osobie którego pozostańmy myślą na chwilę. Rzecz w tym, iż pojawia się ciekawe pytanie: dlaczego, mimo swojego niewątpliwego kunsztu rzeźbiarskiego, Michał Ignacy nie osiągnął renomy swego ojca? Czyżby rzeczywiście był słabszym, gorszym artystą? Nic z tych rzeczy. Wydaje nam się, że Michał Ignacy nie mógł rozwinąć swych wizji przez historyczne uwarunkowania, w których przyszło mu tworzyć. Fakt, że barok chylił się już ku swemu końcowi to jedno, ważniejsze bowiem były zmiany jakim z wolna ulegała społeczność Lądka-Zdroju i Hrabstwa Kłodzkiego. Otóż po okresie bezwzględnej kontrreformacji rozpoczął się okres poszerzających się swobód religijnych. Zaczęło przybywać protestantów, których świątynie mają charakter ascetyczny, potrzeby zaś katolików były natenczas mocno wyczerpane. Rozpoczął się schyłek zależności sztuki od kościoła – sztuka sakralna zaczęła schodzić na margines działalności twórczej artystów. I takim to czasie przyszło żyć naszemu Michałowi Ignacemu Klahrowi. Co by się stało, gdyby poszedł w stronę sztuki świeckiej?

Najcenniejszymi zabytkami w kościele są: pokryty polichromiami ołtarz z 1904 r. r., prospekt organowy, drewniana empora oraz grupa rzeźbiarska przedstawiająca Ukrzyżowanie – dzieło wykonane przez Michała Klahra w roku 1741. Obok świątyni stoi kamienna figura św. Floriana pochodząca z 1730 r., a przy murze otaczającym kościół rzeźba przedstawiająca Ukrzyżowanie, wykonana w roku 1884 przez Franza Thamma.

Niewiele za kościołem Lądek-Zdrój kończy miejski charakter, miasteczko ciągnie się jeszcze kilkaset metrów drogą, do której przylegają kolejne gospodarstwa wiejskie.

6. Most św. Jana

Jak sądzicie: czy św. Jan od tego mostu i św. Jan Nepomucen to ten sam święty? Zdradzę Wam, iż nietrudno było wyliczyć, że znamy równo 90-ciu świętych Janów. Z pominięciem trzech z nich reszta ma jakieś przydomki, a to Jan Chrzciciel Wu Mantang, a to Jan od Krzyża, to znowu nasz polski Jan Paweł II, a wreszcie Jan Nepomucen. Patronem mostu jest Jan bez przydomka, jestem jednak przekonany, że idzie o Jana Nepomucena, ponieważ most nasz przypomina most św. Jana w Kłodzku, którego z kolei podobieństwo to słynnego Mostu Karola w Pradze jest raczej bezsporne. W efekcie docieramy nad Wełtawę, co natomiast stało się nad Wełtawą? Z rzeką tą związana jest historia życia Jana Nepomucena, a raczej tragiczny jej finał.

Nasz święty, wołany też Nepomukiem, żył w latach 1350-1393 w czeskiej Pradze, gdzie był prezbiterem, czyli księdzem w katedrze św. Wita, Wacława i Wojciecha na Hradczanach. Jeszcze nieświęty Jan pociągnął 43 lata na Ziemi, co daje niezły wynik, gdy weźmiemy pod uwagę, że średnia długość życia w XV-wiecznej Europie wynosiła 28 lat. Tak czy inaczej mógł jeszcze przez szereg lat zawyżać średnią długość życia człowieka wieków średnich, pojadając syto, gasząc pragnienie winem, odprawiając sakramenty i wygłaszając żarliwe kazania, ale na jego drodze pojawił się problem: niejaka Zofia Bawarska. Nie zrozumcie mnie źle – Zofia Bawarska nie była jakąś białogłową, której nasz Nepomucen oddałby wierne serce. Ona była królową Czech i Niemiec a co gorsza, żoną Wacława IV Luksemburskiego, lawiranta politycznego i wielkiego zazdrośnika. Jan Nepomucen był spowiednikiem królowej Zofii.

Jak niesie historyczna fama, pewnego razu król Wacław IV wziął Nepomucena na mocniejsze spytki dotyczące tematów i treści, z których spowiadała się żona Zofia. Nasz święty poszedł jednak w zaparte i nie chciał pisnąć ani słowa, zasłaniając się tajemnicą spowiedzi. Rozwścieczyło to króla tak, że kazał księdza torturować, a potem utopić w Wełtawie. No, nie jest to jedyna wersja opowieści tyczących żywota Nepomuka, ta jednak zdaje się najciekawsza. Co zaś do legendarnego cudu, którego dokonać musi każdy uświęcony, to utrzymuje się, iż w 1719 r. otwarto jego trumnę, w niej zaś znaleziono sczezłe truchło Nepomucena, w którego czaszce odkryto nienaruszony zębem czasu język. Ładna historia, prawda?

Most św. Jana wybudowano w 1565 r. z kamienia łamanego, a jako lepiszcza użyto, zamiast wapna, białka kurzych jaj i piasku. Podobnie jak w przypadku kłodzkiego mostu świętego Jana. Nasz mostowy Nepomucen pochodzi z 1709 r., a jego autor nie jest ustalony, wiemy za to, że jego ostatnia restauracja odbyła się w 2013 r.

7. Kaplica Zdrojowa

Postać Zygmunta Hoffmanna już po raz trzeci pojawia się podczas naszej wędrówki po arystokratycznej części Lądka-Zdroju. Zarządca kłodzki, prócz nosa do inwestycji, posiadał także cechę zwaną bogobojnością. Jak dalece był osobą wierzącą, niech świadczy fakt, że wraz z budowaniem łaźni zwanej dzisiaj Zdrój „Wojciech”, wyłożył grubszy pieniądz na kaplicę zdrojową pod wezwaniem Najświętszej Marii Panny. Pamiętacie jak wyglądał zdrój lądecki w 1678 r.? W tej jego okolicy nie było nic poza łąkami, polami i nieużytkami, dlatego nie dziwota, że kaplicę zdrojową hrabia Hoffman nazwał „Na Pustkowiu”.

Położona we wschodnim narożu przepięknego „Parku Tysiąclecia” kaplica chowa się lekko swoją przyziemną częścią za „Albrechtshalle”. Nasz Hoffmann postawił ją w 1679 r., a poświęcona była rok później Najświętszej Marii Panny Na Pustkowiu. Pierwotnie skromniejsza, poszerzona została w 1690 r. o dwie boczne nawy. Jak donosi prof. Ciężkowski, hrabia budował kaplicę z myślą o stworzeniu z niej kościoła parafialnego dla jego lądeckiego „księstewka”, jednakże biskupstwo praskie nie wyraziło zgody na podział naszej parafii i kaplica do dnia dzisiejszego jest świątynią służącą głównie gościom kąpielowym.

Za chwilę wybije 16.00 i w świątyni rozpocznie się codzienna modlitwa różańcowa. Jest to jedyna codzienna możliwość odwiedzenia kaplicy, bo poza tym i niedzielnymi nabożeństwami, jej wnętrze zamknięte jest na cztery spusty. A wnętrze to warto zobaczyć choćby z uwagi na ołtarz główny z figurą Matki Boskiej z Dzieciątkiem pochodzącą z 1674 r.

Dodajmy, że mamy tutaj też kilka ciekawych obrazów, które pochodzą z XVIII w., a ich autorstwo przypisywane jest mistrzowi śląskiego baroku Michaelowi Willmannowi. Wyjątkowość historyczna kaplicy „Na Pustkowiu” nie kończy się jednak na sztuce baroku. Pierwszy zegar bijący na kościelnej wieży ufundował w 1795 r., zasłużony wielce dla kurortu minister Śląska i Prus Południowych Karl Georg von Hoym. Dla nas jednak ważniejsza jest druga ciekawostka: otóż w 1697 r. zmarł nieodżałowany hrabia Johann Sigismund Hoffmann von Leuchtenstern, a jego doczesna powłoka spokój odnalazła w krypcie kaplicy „Na Pustkowiu”, dodam jeszcze, że kamienny kartusz herbowy dziadka Zygmunta zobaczyć możemy przy ołtarzu nad wejściem do zakrystii.

O, wybiła właśnie 16.00, a ponieważ jutro wyruszacie zapewne do czeskiej Pragi, gdzie śladami pana Bohumila Hrabala zajrzycie do piwiarni „U Zlateho Tigra”, więc mamy teraz jedyną okazję obejrzenia wnętrza naszej świątyni. Proszę o zachowanie spokoju i jedną zdrowaśkę za duszę pana Hrabiego, a drugą za pana Hrabala. Wchodzimy jak myszki. Teraz albo nigdy.

8. Źródło Chrobrego

Wspominałem już, że nazwy niektórych z zabytkowych obiektów po wojnie przechrzczono na polskie, nierzadko propagandowe. Dzisiaj wracają do swych mian pierwotnych. Oczywiście niedorzecznością byłoby górę Dzielec wołać po staremu „Bismarckkoppe”, ale już źródło „Marianna” właściwsze jest niż „Dąbrówka”, a „Albrechtshalle” brzmi nawet egzotycznie. O ile zatem dobrze jest, że nazwy pewnych obiektów wracają do korzeni, o tyle co do innych, to nowe nazwy przyrosły już i raczej nie zostaną zmienione.

Z nieskrywaną przyjemnością zaprezentuję Wam w tejże chwili jeden z takich właśnie obiektów a mianowicie źródło „Chrobry”. Czym kierowali się polscy osadnicy zmieniając w latach 40-tych zeszłego stulecia nazwę źródła z „Łąkowego” na „Chrobry”? Po prawdzie nasi nie tak dawni przodkowie chcieli nie tyle wymazać wielowiekową obecność niemiecką na Ziemiach Odzyskanych, co za wszelką cenę udowodnić historyczne prawa Polski do tych terenów. O ile jednak weźmiemy Wielkopolskę, trochę Pomorze Zachodnie, a nawet chwilowo Dolny Śląsk, a raczej Śląsk, który onegdaj był jeden, to i owszem, trochę Polacy porządzili tymi terenami, a w najlepszym razie można uznawać je za sporne. Zdradzę Wam jednak pewien zgoła heretycki w mniemaniu wielu historyków pogląd: otóż Ziemia Kłodzka w ponad tysiącletnim okresie swojej historii pisanej nigdy nie była częścią ani Śląska, ani Moraw, ani też Bohemii. Wprawdzie w 1816 r. Prusaki włączyły Ziemię Kłodzką w granice prowincji śląskiej, ale gdybyśmy do 1945 r. wzięli mieszkańca Hrabstwa Kłodzkiego na przesłuchania, to za żadne skarby nie przyznałby, że on Ślązak jest, czy jakiś inny prowincjał. Na koniec tej dygresji tyczącej tożsamości mieszkańców Ziemi Kłodzkiej pragnę Państwu zakomunikować, że kolejne pokolenia urodzonych tutaj Polaków wysysają z mlekiem matek poczucie tożsamości mieszkańca Hrabstwa Kłodzkiego, który z dumą akceptuje i pielęgnuje wielokulturową historię jego ojczyzny. A, jak sami słyszycie, mamy się czym chwalić!

Źródło „Chrobry” wzięło swą nazwę od pierwszego króla Polski. Sam Bolesław I Chrobry nie otarł się nawet o Lądek-Zdrój, ale faktycznie, za jego panowania przez krótkie mrugnięcie okiem Ziemia Kłodzka była polska. Nazwa ta w jakiś sposób pasuje wszakże do naszego źródła. Czort go wie, może wspólny jest tutaj fakt, że Chrobry rządził tysiąc lat temu, słowem, naprawdę bardzo dawno temu, zaś woda ze źródła jego imienia pod względem zapachu jak i patyny, którą ujęcie okrasza, zdaje się być podobnie w latach zaawansowana. Tym samym jednak picie jej jest czerpaniem z krynicy historii, a zdrowie przy tym przynosi i dobrą kondycję, więc kto nie spróbuje, nie będzie miał siły ani ochoty iść dalej.

8. Źródło Chrobrego

Wspominałem już, że nazwy niektórych z zabytkowych obiektów po wojnie przechrzczono na polskie, nierzadko propagandowe. Dzisiaj wracają do swych mian pierwotnych. Oczywiście niedorzecznością byłoby górę Dzielec wołać po staremu „Bismarckkoppe”, ale już źródło „Marianna” właściwsze jest niż „Dąbrówka”, a „Albrechtshalle” brzmi nawet egzotycznie. O ile zatem dobrze jest, że nazwy pewnych obiektów wracają do korzeni, o tyle co do innych, to nowe nazwy przyrosły już i raczej nie zostaną zmienione.

Z nieskrywaną przyjemnością zaprezentuję Wam w tejże chwili jeden z takich właśnie obiektów a mianowicie źródło „Chrobry”. Czym kierowali się polscy osadnicy zmieniając w latach 40-tych zeszłego stulecia nazwę źródła z „Łąkowego” na „Chrobry”? Po prawdzie nasi nie tak dawni przodkowie chcieli nie tyle wymazać wielowiekową obecność niemiecką na Ziemiach Odzyskanych, co za wszelką cenę udowodnić historyczne prawa Polski do tych terenów. O ile jednak weźmiemy Wielkopolskę, trochę Pomorze Zachodnie, a nawet chwilowo Dolny Śląsk, a raczej Śląsk, który onegdaj był jeden, to i owszem, trochę Polacy porządzili tymi terenami, a w najlepszym razie można uznawać je za sporne. Zdradzę Wam jednak pewien zgoła heretycki w mniemaniu wielu historyków pogląd: otóż Ziemia Kłodzka w ponad tysiącletnim okresie swojej historii pisanej nigdy nie była częścią ani Śląska, ani Moraw, ani też Bohemii. Wprawdzie w 1816 r. Prusaki włączyły Ziemię Kłodzką w granice prowincji śląskiej, ale gdybyśmy do 1945 r. wzięli mieszkańca Hrabstwa Kłodzkiego na przesłuchania, to za żadne skarby nie przyznałby, że on Ślązak jest, czy jakiś inny prowincjał. Na koniec tej dygresji tyczącej tożsamości mieszkańców Ziemi Kłodzkiej pragnę Państwu zakomunikować, że kolejne pokolenia urodzonych tutaj Polaków wysysają z mlekiem matek poczucie tożsamości mieszkańca Hrabstwa Kłodzkiego, który z dumą akceptuje i pielęgnuje wielokulturową historię jego ojczyzny. A, jak sami słyszycie, mamy się czym chwalić!

Źródło „Chrobry” wzięło swą nazwę od pierwszego króla Polski. Sam Bolesław I Chrobry nie otarł się nawet o Lądek-Zdrój, ale faktycznie, za jego panowania przez krótkie mrugnięcie okiem Ziemia Kłodzka była polska. Nazwa ta w jakiś sposób pasuje wszakże do naszego źródła. Czort go wie, może wspólny jest tutaj fakt, że Chrobry rządził tysiąc lat temu, słowem, naprawdę bardzo dawno temu, zaś woda ze źródła jego imienia pod względem zapachu jak i patyny, którą ujęcie okrasza, zdaje się być podobnie w latach zaawansowana. Tym samym jednak picie jej jest czerpaniem z krynicy historii, a zdrowie przy tym przynosi i dobrą kondycję, więc kto nie spróbuje, nie będzie miał siły ani ochoty iść dalej.

9. Zdrój „Wojciech”

Dotarliśmy oto do wrót budowli, której graficzne portrety są najwspanialszą kartą wizytową Kurortu Lądek-Zdrój. Słowa wszakże Państwu o nim nie powiem, zanim nie wykonamy drobnego eksperymentu, który uruchomi naszą wyobraźnię.

Odwróćmy się wszyscy w stronę, z której tutaj dotarliśmy. Widzimy przed sobą ponad dwustuletnią Aleję Modrzewiową w marginesach gęstych zabudowań ulicy Orlej po lewej i Cienistej po prawej, przez pierwszy plan pni i igliwia starych drzew dostrzegamy plamy zdrojowego „Kinoteatru” i Amfiteatru, wiedząc, że niewiele za nimi stoi znane nam już sanatorium „Stary Jerzy”. Przyjrzyjcie się dobrze temu obrazowi. Teraz zamknijcie oczy, bo wsiadamy do wehikułu czasu naszej wyobraźni.

Jest rok 1678. Ponad trzysta lat temu. Każde z Was, wybaczcie protekcjonalny zwrot, jest w tej chwili Johannesem Sigismundem Hoffmannem von Leuchtenstern. Jesteście zarządcą Hrabstwa Kłodzkiego, ale przede wszystkim właścicielem miejsca, w którym stoicie. Przed Wami ścielą się pochyłe orne grunty i łąki, na których pasą się krowy i biegają owce, za nimi dopiero widać zakład „Stary Jerzy”, rzec można, iż teren przed nami jest pusty aż po najstarszy lądecki zdrój. Proszę otworzyć oczy i spojrzeć teraz przed siebie. Dziękuję bardzo.

Według jedynej polskiej monografii o Lądku-Zdroju, autorstwa wybitnego lądczanina prof. Wojciecha Ciężkowskiego, pierwsze źródło bijące w tym miejscu odnotowano w 1625 r. W roku 1672 teren ten nabywa wspomniany Zygmunt Hoffmann, który 6 lat później odkrywa w pobliżu inne źródło, postanawia ująć nową krynicę w koryto i zbudować tutaj zakład leczniczy. Najmuje kłodzkich architektów-budowlańców Krzysztofa Gröera i Józefa Sassa, którzy w ramach prac budowlanych odnajdują szczątki dawnych urządzeń łaziebnych. To właśnie po ocenie ich wieku powstanie naszego zdroju datuje się na rok 1241. Dwa lata później do użytku oddany zostaje obiekt wzorowany na tureckich łaźniach, nazwany „Marienbad”. Zakład zbudowany przez Hoffmanna działa kolejne 200 lat, czyli do roku 1878, kiedy to budowlę rozebrano i postawiono na jej miejscu nowe sanatorium, nawiązujące wprawdzie do starego kształtem bryły, wykonane jednak w stylistyce barokowej. Obiekt ten mamy teraz przed sobą.

Zbliża się południe. O bogactwie wspaniałych detali i całostek architektonicznych, jak i innych walorach Zdroju „Wojciech” mógłbym prawić do jakiejś pół do dziewiątej. Zaręczam, nie wytrzymacie tego. Proponuję zatem co innego. Wejdźmy do wnętrza tej świątyni zdrowia i w milczeniu chłońmy jej niezwykłą urodę. Skosztujmy w pijalni wspaniałej zdrowotnej wody, a potem usiądźmy w mieszczącej się tutaj kawiarence.

10. Aleja Modrzewiowa

Powstała na wniosek ministra von Hoyma w 1782 r. Nasadzenia drzewek modrzewia dokonano pod nadzorem lustratora lasów Veinecke. Łączyła ówczesny stary zdrój z nowym. Obecnie, ponad 230 letnie drzewa, mają status pomnika przyrody, a ich powyginane konary są swoistym symbolem głównego profilu leczniczego Lądka-Zdroju.